Ja jako muzyk weselny i wodzirej zawsze zastanawiam się – dla czego ludzie zamawiają na wesele tyle jedzenia? Na ostatniej imprezie byłem pod takim wrażeniem tego szaleństwa, że poważnie obiecałem sobie nigdy nie pracować w tej restauracji jeszcze raz. Po zakończeniu wesela żywności pozostało na tyle dużo, że pakowała się ona nie tylko do plastikowych pakietów, ale też do wiader!
Można powiedzieć, że „Wszystko w porządku, na następny dzień goście wszystko zjedzą”? No pewnie! Jakoś jedna młoda para opowiadała, że zebrali oni ten pokarm, postawiły do lodówki, i w środę, kiedy już poszedł „zapach” – to wszystko było wyrzucone na śmieci.
U Ukraińców złożyła się swego rodzaju tradycja, że na weselu musi być dużo jedzenia, żeby „ktoś przypadkiem nie był głodny”. Mogę tylko przypuścić, że założono to u nas na poziomie genetycznym z zeszłych głodnych dekad i wieków. Uważam, że musimy coś z tym zrobić.
W rzeczywistości, jak by mało nie zamówiliście dań – nikt nie będzie głodny. Ile Wam potrzebno jedzenia na kolację wieczorem w domu czy w jakiejkolwiek restauracji?
Jest to nie tylko bezpośrednie oszczędzanie pieniędzy. To jest elementarne zdrowie gości i ich normalne samopoczucie następnego dnia. Już nie mówię o tymprzesada w jedzeniu i rozrzutność – jest to wielkim grzechem!
Więc kilka porad na temat wyboru menu na wesele młodym parom, a także właścicielam restauracji na wzmiankę:
- Generalnie,rodzice martwią się o menu najwięcej. Zadaniem młodej pary jest wytłumaczyć rodzicom to wszystko lub jechać do restauracji zamawiać jedzenie bez nich.
- Dużo lepiej zamiast sałatek, warzywnych i mięsnych przystawek, zamówić więcej gorących dań. Lepiej wziąć mniej jedzenia, lecz droższych i bardziej wytwornych dań. Goście będą o wiele bardziej zainteresowani, aby spróbować czegoś innego niż standardowe napełnienie brzuchu standardowymi gołąbkami i ziemniakami.
- Zamówcie więcej posiłków, lecz w pół porcji. Generalnie w jednej porcji są kilka kawałków mięsa, ryby itd. Bardzo rzadko gości jedzą więcej jak jeden kawałek. Dzięki tym małym triku, oni będą mogli spróbować więcej dań i będą wdzięczni Wam za to.
- Na furszecie oddajcie przewagę owocom, aniżeli „ciastkam”. Jeśli owoce pomagają trawieniu, to słodkie przeciwnie – tylko szkodzi. Lepiej przygotujcie gościom prezenty z ciastkami do domu. Jutro rano będzie im bardzo przyjemnie za kawą delektować tort weselny i wspominać wczorajszą imprezę.
- Kilka słów na temat alkoholu. Wódka, wino, konjak, „Martini” i inne w przeciwieństwie do kiełbasy, nie psują się. Możecie śmiało kupować na zapas. Alkohol będzie potrzebny wam przed weselem, właśnie na imprezie, na poprawinach itd. A wyobraźcie sobie, jak to będzie wspaniale odkorkować ostatnią „weselną” butelkę szampana, na przykład, za rok po ślubie. Poza tym – to niezły wkład kapitałowy. Alkohol, jako waluta, zawsze staje się tylko droższy :).
- Mówiąc o winie, szampanie, „Martini” i innych napojach, radzę wam aby dać pierwszeństwo produktam zagranicznym. Teraz istnieją wiele serwisów dostawy alkoholu bezpośrednio z zagranicy. Więc otrzymacie nie tylko bardziej jakościowy produkt, ale też i trocha tańszy. Oprócz tego, wino z hiszpańską, czy włoską etykietką, doda element elegancji waszej imprezie.
- I na koniec, kupujcie wytrawne wino. Zagranicą nikt nie pije za obiadem słodkich win, a takiej rzeczy jak „półwytrawne” lub „półsłodkie” tam w ogóle nie istnieje. To naprawdę jest radziecką tradycją, kiedy wina cukrują. Takie wino jest po prostu szkodliwe dla zdrowia.
Jak apogeum głupiego podejścia do ilości pokarmu, wspominam, kiedy graliśmy na weselu przyjaciół za 50 km od Lwowa. W kuchni pracowali „pani” – to kobiety, jaki fachowo zajmują się przygotowywaniem dań weselnych i nie są dołączone do jakiejś restauracji. Krótko mówiąc, to ani my, ani goście, które przyjechały ze Lwowa, za swoje życie nie widzieli czegoś podobnego. Tam było więcej jak dziesięć różnych sałatek (wszystkie z majonezem 🙂 ), mnóstwo rodzajów pokrajonej kiełbasy i sera, trzy pierwszych dania (rosół, barszcz, juszka grzybowa), pięć rodzajów kotletów (nie żartuję!), kilku gatunków ryby i steków, gołąbki, kaszanka, kapusta duszona i jeszcze całe mnóstwo. To wszystko stało właściwie w trzy piętra na stołach, talerze były jedna na drugiej. Każdy posiłek trwał 2,5 godziny, ponieważ było to fizycznie niemożliwe to wszystko szybko wynosić. Nikt tego nie jadł, bo „Jak to jest możliwe”! O trzeciej godzinie nad rano gości ze Lwowa stracili nadzieję na szybkie zakończenie wesela i pojechały do domu. Gdzieś o pół na czwartą kuchnia zaprosiła wszystkich do trzeciego stołu na ziemniaki, mięso, kaszanku i kapustę duszoną!
Czy uważacie, że ci goście za cały wieczór zjedli chociażby dziesiątą część tego wszystkiego? Co mamy zrobić z tym jedzeniem potem? Jak wytłumaczyć to swojemu sumieniu i wszystkim ludziom na Ukrainie i calem swiecie, którzy są tak naprawdę niedożywieni? Czy nie lepiej te pieniądze zaoszczędzić lub oddać na dobroczynność, aniżeli wyrzucać sałatkę i śledź na śmieci?
Jak zorganizować dzień ślubu?
Co to jest dzień Waszego wesela? Jak zrobić tak, by każda minuta tego dnia była wykorzystana z korzyścią, żeby nikt ni na kogo nie czekał, jak, na przykład, młoda para w kolejce do rejestratora, czy głodni goście przed drzwiami restauracji, bo narzeczone jeszcze robią zdjęcia?
Główna zasada, której musicie się dotrzymywać, kiedy planujecie swój dzień ślubu – jest to, że czas należy liczyć zawsze z rezerwem. Na przykład, jeśli planujecie jedną godzinę na „okup” i błogosławieństwo rodzicielskie, miecie pewność, że wszystko to zajmie niemniej jak półtorej godziny. Sesja zdjęciowa i wideo wymaga co najmniej dwóch godzin, bez względu na dojazd i parkowanie, czyli razem trzy. To same można powiedzieć o ślubie i rejestracji – niemniej, jak po jednej godzinie, i jeszcze dodajmy po pół godziny na drogę. Jak zrozumieliście, jest w ogóle bardzo mało czasu, bo o 16.00 trzeba być już w restauracji i odbierać życzenia od gości, które już od rana nic nie jadli, ponieważ jest wesele?!
Więc, dalej daję przykład planowania mniej więcej doskonałego dnia ślubu.
7.00 – 10.00 – fryzura, makijaż, suknia, kostium, kanapki na „bramkę”, dekorowanie samochodów, dojazd ślubnej kawalkady do mieszkania narzeczonej
10.00 – 11.30 – „Bramka” alboż okup (o tym, jak zorganizować naprawdę dobry okup bez banalnej wódki – w kolejnych artykułach) i błogosławieństwo rodziców
11.30 – 14.30 – sesja zdjęciowa, nagranie video
14.30 – 15.30 -ślub w kościele
15.30 – 16.00 – dojazd do restauracji
Celowo „zapomniałem” tu o rejestrację ślubu, ponieważ uważam, że lepiej zrobić ją w inny dzień – za tydzień, miesiąc do wesela. Ponadto, lepiej jest wybrać zwykły dzień, kiedy wszyscy idą do pracy. Przekonacie się w tym, jeśli w jakiś weekend przyjdziecie do lwowskiego „Pałacu szczęścia” na ul. І. Franka. Tam zobaczycie nieskończoną kolejkę z młodych par i caly ten ślubny „konwejer”. Ewentualnie, rejestrację ślubu można dokonać w jakimś szczególnym miejscu i połączyć ją z sesją zdjęciową. Byłem świadkiem bardzo pięknych ceremonii w zamku w Podhorcach, Pałacu Potockich, w parku „Wysoki Zamek” we Lwowie itd.
Również świadomie umieścił sesję zdjęciową i nagranie video jeszcze przed ślubem. Na to są kilka dobrych powodów:
Po pierwsze, do Was na ślub przyjdą więcej gości. Jeśli oni wiedzą że naraz po ślubie będzie autobus, który powiezie wszyscych do restauracji, to większość gości będzie w kościele. Jeżeli bowiem między ślubem a restauracją będzie jeszcze wolnych 2-3 godziny, goście staną przed logicznym wyborem – albo oni pięknie ubierają sie, idą do Was na ślub, a wtedy czekają gdziekolwiek głodniLub wracają do domu, wtedy znowu ubierają się i idą do Was na wesele do restauracji. Oczywiście, że większość wybierze trzecią opcję i po prostu nie przyjdę do kościoła. Chcę pryzpomnieć, że najważniejszy moment wesela – to właściwie ślub, a nie zabawa.
Po drugie u Was będzie mniej pokusy przedłużyć sesję zdjęciową i zapóźnić sie do restauracji. Uwierzcie, źe nie ma nic straszniejszego, aniżeli głodni goście. Wam będą dzwonić rodzice, bracia-siostry, pytać „Kiedy już nareszcie przyjedziecie” i grozić zepsutymi stosunkami. Jak przykład, opowiem jedną prawdziwą historię. Pewnego razu młoda para bardzo mocno spóźniała się. Rodzice, żeby jakoś uratować sytuację, zaprosili gości do stołów bufetowych. Dopóki nie było narzeczonych, gości zjadły i wypiły wszystko, co było na furszecie. Wtedy kilka najbardziej aktywnych (czytajcie ” najbardziej wesołych”) zaczęły omagać się „polki”. Zauważyliśmy że nie ma jeszcze pary młodej i, w ogóle, „jeszcze nawet sie nie modlili”, oni odpowiedzieli, że miały „gdzieś” tą młodą parę, i „Łabuchy”, czyli my, muszą „grać”. Rozumiejąc komiczną sytuację, rozwinęliśmy długą filozoficzną dyskusję na temat, kim jest „Łabuchy”, i dlaczego nie uważamy siebie za takich. Krótko mówiąc, kiedy młoda para nareszcie przyjechała z opóźnieniem gdzieś na trzy godziny, goście byli już „takie jak trzeba”.
Podsumowując krótko opiszę plan mojego wesela, które było w wrześniu 2010 roku. Rankiem o 10 godzinie moja Galia już czekała na mnie razem z koleżankami (u nas ich było aż pięcioro) w centrum Lwowa w naszym malutkim mieszkaniu. My cichutko, bez żadnego okupu, poszły spacerować po śródmieściu razem z naszymi fotografem i operatorem. Za dwie godziny zdążyliśmy spotkać kupę naszych znajomych, zrobić zdjęcia, zmarznąć i ogrzać się w „Dzyzie”, a także potańczyć koło Ratusza.
O godzinie 12 wróciliśmy do domu, gdzie na nas już czekała cała rodzina ze Lwowa i Gródka Chmielnickiego. Gdzieś z godzinę trwało błogosławieństwo i lekka przekąska.
O 13.00 wyruszyliśmy pieszo ze wszystkimi gośćmi do kościoła Klemensa Szeptyckiego na ulice Krivonosa. Chociaż iść tam ulicy Kurbasa nie więcej jak 15 minut, nasi goście zrobili to za 45 minut. U nas był ślub oraz Liturgia. Ona trwała 1 godzinę 15 хв, jeszcze 30 minut robiliśmy zdjęcia częstowaliśmy słodyczami wszyscych, kto był w kościelie, ale nie jechał na zabawę. Gdzieś O 15.45 wyruszyliśmy samochodami oraz dwoma autobusami do Brzuchowic do restauracji.